Nasza córka – choć pewnie nie jest ona wyjątkiem – uwielbia bawić się przedmiotami codziennego użytku. Fascynują ją wszelakiego rodzaju włączniki i pokrętła, śrubki, nakrętki, słoiki, wiertła i wkrętarka. Im element mniej dostosowany do użytku przez dziecko, tym lepiej i ciekawiej! Dlatego planując zakup prezentu na roczek nie zastanawialiśmy się długo: zrobimy sami tablicę manipulacyjną, która zgodna będzie z potrzebami naszego (jeszcze wtedy) bobasa! Dziecię będzie mogło sobie otwierać i zamykać dowoli, odkręcać, przekręcać, rozkładać na części pierwsze. Raz, drugi, setny – trzymając się z dala od „prawdziwych” odpowiedników rzeczy znajdujących się na tablicy. Taki był plan :).
W życiu codziennym wygląda to mniej więcej tak, jak na poniższym filmie:
Zalety posiadania tablicy manipulacyjnej
Tablica manipulacyjna (ang. manipulative board, busy board) — nazywana również tablicą aktywności lub tablicą sensoryczną — składa się z podstawy (deski drewnianej, sklejki itp.) oraz elementów, które zwykle są poza zasięgiem dziecka: zamków, kłódek, zasuwek, kontaktów, przełączników itp. Dzięki temu dotykanie i zabawa na co dzień wyłączonymi z użytku (czytaj: zakazanymi) przedmiotami pozwala na swobodną eksplorację i rozwój małego szkraba.
Korzystanie z tablicy manipulacyjnej wpływa na:
- Zaspokojenie ciekawości, zachęcanie do obserwacji i eksploracji otoczenia.
- Pobudzenie chęci poznawania skutków danego działania, a przez to rozwój umiejętności logicznego myślenia.
- Rozwój motoryczny i sensoryczny: wielokrotne powtarzanie pewnych ruchów (otwieranie / zamykanie, chwytanie, obracanie itp.) prowadzi do perfekcji (doskonali się w ten sposób motorykę małą oraz koordynację ręka-oko, co będzie miało wpływ np. na naukę pisania).
- Nabranie pewności siebie przy korzystaniu w przyszłości z ww. elementów.
- Ćwiczenie koncentracji.
- Stymulację wielu zmysłów (przede wszystkim wzroku i dotyku, ale też zapachu czy smaku. Gdy dodamy elementy wydające dźwięki, jak trąbkę czy dzwonek rowerowy, to także słuchu).
Warto również pamiętać, że dzieci poznają świat (a przez to i najszybciej się uczą) poprzez zabawę, zatem zapewnienie im takiej tablicy jest łączeniem przyjemnego z pożytecznym. I gwarantuje wypicie ciepłej kawy 😉.
Prostota lub niedoskonałość przedmiotów służą zatem rozwojowi aktywności i zręczności uczniów. Wszystko to jest logiczne i proste (Montessori 2014: 49).
Co umieścić na takiej tablicy?
Nasza tablica składa się z deski o wymiarach 89 x 45 cm^2 (niegdyś półki nieużywanej szafki), podklejonej kawałkami drewna, dzięki któremu można było zamocować ją do ściany. Na samej tablicy znalazły się następujące przedmioty:
- zamek suwakowy,
- zamek typu YETI,
- zamek łańcuszkowy,
- klamerki zawieszone na sznurku. Sznurek przymocowany na dwóch gałkach z szafy,
- uchwyt szuflady (doskonały do przytrzymywania się podczas prób samodzielnego wstawania),
- zamek na klucz (zwyczajny klucz 😉),
- guzik czerwony wciskany,
- przełącznik,
- zawór,
- dwa włączniki światła,
- dwa kontakty elektryczne (wraz z kablem),
- lampka z czujnikiem ruchu przymocowana na magnesie.
Ponadto zostawiliśmy trochę miejsca na elementy, na które młoda jeszcze będzie miała „fazę”. Nie montowaliśmy innych rzeczy, ponieważ mamy drewniany pchacz, który również zawiera elementy zwykle znajdujące się na tablicach manipulacyjnych (np. koła zębate czy zegar). Nie chcieliśmy ich dublować. Myśleliśmy również o zamontowaniu telefonu, ale po namyśle stwierdziliśmy, że szkoda takie cacko demontować. Na razie stoi pod tablicą i jest w ciągłym użyciu. Tablicę pewnie i tak będziemy jeszcze modyfikować — wraz ze zmianą zainteresowań naszej córeczki. Jeśli zastanawiasz się, co umieścić na takiej tablicy, zastanów się, czym aktualnie zainteresowana jest Twoja pociecha: czy ma fazę wrażliwą na przyciskanie (wówczas przełącznik światła, wszelakiego rodzaju przyciski, a nawet pilot od telewizora czy telefon komórkowy będą świetnym wyborem), czy woli raczej otwierać – tam i z powrotem – drzwi (najlepiej z łazienki, właśnie wtedy, gdy z niej korzystasz) – wtedy dobrym rozwiązaniem mogą być klamki oraz otwierające się deseczki na zawiasach, zaopatrzone – tak jak u nas – w różne rodzaje zamków.
Czy dam radę zrobić to samemu i ile to kosztuje?
Jeśli tylko potrafisz obsłużyć wiertarkę (albo przynajmniej wkrętarkę) i wyrzynarkę, to oczywiście możesz szybko zrobić taką tablicę samemu. Zawsze też możesz się nauczyć 😉 Gra jest warta świeczki, gdyż ceny tablic manipulacyjnych w sklepach internetowych nie są małe. Koszt tablicy domowej roboty uzależniony jest od ilości elementów, które trzeba zakupić (dokupić). My zamknęliśmy się w kwocie ok. 50 zł, ale prawie wszystkie znajdujące się na niej przedmioty albo były naszą własnością, albo otrzymaliśmy je od dziadków.
Tablica manipulacyjna a metoda Montessori
W tworzeniu tablicy głównemu wykonawcy, czyli tacie, pomagała sama solenizantka. Dokonała oględzin chyba wszystkich przyrządów, z których korzystał tata: włącznie z wkrętarką i wiertarką (rzecz jasna pod naszym czujnym okiem). Mogła dotknąć tak papieru ściernego, jak i pozostających zwykle poza jej zasięgiem śrubek i nakrętek (gdyż je ostentacyjnie próbuje włożyć do buzi). Teraz jednak, gdy pozwoliliśmy na dłuższą eksplorację, podotykała i… oddała. Wszak gdy do dyspozycji są ciekawsze przedmioty (piła!!!), to po co zajmować się byle śrubkami czy wkrętami?
To, co mnie najbardziej zaskoczyło, to niezwykłe skupienie dziecka na obserwowanym przedmiocie: młoda najpierw przyglądała się danemu przedmiotowi z dystansu, potem – gdy już mogła obserwować z bliska – dokładnie badała, dotykając, wąchając, a nawet smakując, po czym – odkładała na miejsce, w którym przedmiot ów leżał. Robiła to spokojnie, z uwagą i precyzją, niemal z nabożeństwem. Niczym się przy tym nie pocięła (i nie odcięła żadnej kończyny 😉), niczym nie rzuciła i niczego nie zjadła. Ku mojemu – nie ukrywam – zaskoczeniu. Chwile, w których przełamaliśmy nasz strach i pozwoliliśmy jej na eksplorację (pod naszym czujnym okiem), długo pozostaną w naszej pamięci. Dzięki nim dowiedzieliśmy się, że nasz bobas – jeśli da mu się taką szansę – jest ODPOWIEDZIALNY (pomimo niespełna 12 miesięcy).
Maria Montessori (2018) zaobserwowała, że dzieci nie potrzebują wielu zabawek, ponieważ najbardziej „zainteresowane” są ciągłym rozwojem, a ten dokonuje się wówczas, gdy na drodze doskonalenia się (i wzrostu) dziecko nabywa nowych umiejętności i powoli staje się dorosłe. Największej radości doświadcza wtedy, gdy uda mu się pokonać siebie – zrobić samodzielnie coś, czego nie potrafiło zrobić wcześniej. Może to być związane ze wszystkimi aspektami życia, tak codziennego, jak i związanego z rozwojem psychofizycznym. Pierwszy obrót z brzuszka na plecy, pierwszy krok, pierwsza zawiązana sznurówka i pierwszy samodzielnie pokrojony banan. Ileż radości z po raz pierwszy samodzielnie otwartych drzwi czy wyjętych szczebelek z łóżeczka! Dlatego przygotowując maluchowi otoczenie, najlepiej nie skupiać się na licznych zabawkach, a jedynie na dostępności takich rzeczy, dzięki którym będzie mógł on rozwijać swoje umiejętności. Owe „rzeczy” to nic innego, jak elementy życia codziennego. I właśnie z tego powodu tablica manipulacyjna stała się dla nas swoistym „must have” 😊.
Źródło cytatu:
Montessori, M. (2018), Dr. Montessori’s Own Handbook. Milton Keynes: Alpha Editions.
Montessori, M. (2014), Odkrycie dziecka. Tłum. A. Pluta. Łódź: Palatum, s. 49.
Kursy Montessori w Polsce
Karty trójdzielne DIY - zwierzęta gospodarskie
Karty trójdzielne DIY - zwierzęta gospodarskie